Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony! Więcej informacji na temat cookies.
^Powrót

NSZZ "Solidarność" poleca

Logowanie

Z okazji Święta Kolejarza
zapraszamy wszystkich kolejarzy
wraz z rodzinami
na uroczystą mszę świętą ,
która odbędzie się w kościele
p.w. Niepokalanego Poczęcia NMP
w Katowicach przy ul. Mariackiej
w dniu 24 listopada 2017 r. o godz. 14 00

Mijałem wczoraj liść klonu, podczas jego ostatniej w życiu akcji. Spadał lotem ślizgowym na skwerek. Kolorem przypominał nieco liść z kanadyjskiej flagi, ale tylko nieco. Trochę mu jednak brakowało. Gdybym był kobietą, to opisałbym tę barwę w kilku słowach, ale byłyby one zrozumiałe tylko dla jej koleżanek. Im po tym krótkim opisie liść ów wyświetliłby się przed oczyma jak na fotografii uczynionej ręką profesjonalisty. Jako że zakładam, iż tekst niniejszy czyta też płeć inna, nazywana również (i słusznie) brzydką, bądź nie wiedzieć czemu przeciwną, pragnę powiedzieć, że liść nie był taki jak na kanadyjskiej fladze, tylko jaśniejszy. Jeśli jesteś z pokolenia pamiętającego tzw. kubańskie pomarańcze, to właśnie taki był ten liść. Zielono-pomarańczowy z plamami. Jeśli jesteś z innego pokolenia, to zapytaj starszych. Ja z Tobą o kolorach nie jestem w stanie sensownie rozmawiać. Zdjęcia moich rodziców i zdjęcia z mojego dzieciństwa wyraźnie wskazują, że urodziłem się w czasach, kiedy świat był czarno-biały jak ekran telewizora, na którym oglądałem „dobranocki”i „wieczorynki”. A jak powszechnie wiadomo, większość ludzi najmilej wspomina dzieciństwo, nawet jeśli było ono tylko czarno-białe. A może właśnie dlatego. Wobec powyższego nawiązanie międzypokoleniowej nici porozumienia w kwestii kolorystyki wydaje się niezwykle trudne, a w niektórych przypadkach wręcz niemożliwe.

Niegdyś jedna wieczorynka uczyła, bawiąc i bawiła, ucząc. Teraz są całodobowe kanały wypełnione, jak to się okropnie dziś mówi: „tym kontentem”. Cytując klasyka, o take zresztą telewizję walczyliśmy, bo widzieliśmy jedynie „plusy dodatnie”, a zabrakło nam wyobraźni, by ujrzeć „plusy ujemne”. Nie byliśmy sobie w stanie wyobrazić, że miłośnicy jednego kanału z kreskówkami mogą zacząć wręcz nienawidzić miłośników innych kreskówek tylko z tego powodu, że tamci co innego oglądają. Miłośnicy Mini Mini kontra widzowie TVP ABC? Albo widzowie Boomeranga kontra oglądacze kanałów Disneya. Brzmi komicznie, prawda? No to teraz popatrzcie na dorosłych oglądaczy całodobowych prawd w TVP, TVN, Polsacie czy Republice? Część z nich pod wpływem telewizyjnego obrazu głupieje. Gdyby dać im do ręki łopatkę i wiaderko, to mamy murowaną rewolucję w piaskownicy, walenie po łbach, ciągnięcie za włosy, sypanie piaskiem po oczach i rozpaczliwe wzywanie dorosłych na pomoc. Tyle że bardziej dorosłych już nie ma. Oni są najstarsi, a jak dzieci się zachowują, jak dzieci…

Co wobec tego oglądać na dobranoc, aby uniknąć swarów i mordobicia? Najlepiej nic, a w zamian książkę poczytać, ale wiem, jak trudno zasnąć bez dobranocki. To część naszego rytuału przedsennego od dzieciństwa. Są kanały, gdzie można oglądać trzaskający ogień w kominku. Kiedyś miałem w kablówce kanał, na którym morze przez 24 godziny na dobę odbijało się od piaszczystego brzegu lub atakowało wulkaniczne wyspy bądź rzeźbiło klify. Fajne, ale zamiast usypiać irytowało pytaniem: Kto tam jeździ na urlop, za ile i dlaczego nas wciąż nie stać? A może włożyć odrobinę wysiłku, pójść do parku i nagrać na smartfonie spadające liście? Pół godziny nagrania, a potem wieczorem wystarczy podpiąć do telewizora i puścić we własnym domu. Cisza, spokój, relaks. Wszak o to koniec końców w dobranocce chodzi.

Z tym nagraniem liści na smartfonie to wymyśliłem już jakiś czas temu, ale wciąż pomysłu nie zrealizowałem. Dlaczego? Mógłbym oczywiście gardłować, że są jakieś zasady, których łamać nie wolno, że trzeba mieć kręgosłup, honor i charakter, i że nie po to co miesiąc płacę za kablówkę oraz abonament uiszczam, żeby łazić po parku liście nagrywać. Ale tak po prawdzie to mi się po prostu nie chciało.

Jeden z Drugą :)

źródło: Tygodnik Śląsko-Dąbrowski NSZZ Solidarność 

Nawet najniższa kategoria zwykłych robotników powinna zarobić co najmniej dwa razy tyle, ile potrzebuje na własne utrzymanie, aby każdy był w stanie wychować dwoje dzieci” – pisał Adam Smith, ikona współczesnych liberałów, proponując, jako pierwszy, wysokość minimalnego wynagrodzenia. Był rok 1776. Dzisiaj liberałowie raczej niechętnie przyznają się do tego poglądu swojego guru. Za to przy każdej okazji cytują je ci, którzy liberałami gospodarczymi nie są w żadnym wypadku. Innymi słowy świat stanął na głowie. I nie trzeba odchodzić zbyt daleko od poruszonych przez Adama Smitha kwestii pracowniczych, aby znaleźć kolejne przykłady na potwierdzenie tej tezy.
 
Jakiś czas temu – i nie było to 1 kwietnia – brytyjskie media obiegła informacja, że w tym kraju osoby zajmujące się zawodowo wyprowadzaniem psów na spacer zarabiają więcej od pielęgniarek, policjantów i początkujących nauczycieli. Brytyjski specjalista od spacerowania z czworonogami zarabia średnio 26,5 tys. funtów, czyli w przeliczeniu na złotówki prawie 122 tys. zł. Mnie i Was pewnie też od małego uczono, że żeby dobrze zarabiać, trzeba się pilnie uczyć, zdobyć dyplom i kwalifikacje. Tłuczono nam do głowy, że trzeba mieć w ręku fach. Tymczasem okazuje się, że wystarczy w niej trzymać smycz z psem przymocowanym do drugiego końca.
 
A teraz przykład kolejny. Jedna z włoskich firm galanteryjnych wymyśliła jak znaleźć nowych pracowników i za jednym zamachem zwiększyć sprzedaż swoich produktów. Wykorzystując fakt, że wśród młodych ludzi w tym kraju bezrobocie wynosi 35 proc., ruszyła z kampanią „kup torebkę i wygraj staż”. W świecie, który stoi na nogach, a nie na głowie firma zatrudnia pracowników za odpowiednie wynagrodzenie po to, żeby produkowali różne rzeczy, względnie świadczyli usługi dla klientów tejże firmy. W świecie postawionym na głowie, to potencjalny pracownik, musi kupić produkt, żeby mieć szansę na zatrudnienie, na dodatek nie na normalną robotę, ale na „staż”, czyli robotę za darmo lub pół-darmo.
 
U nas na szczęście nikt jeszcze nie płaci za wyprowadzanie psów więcej niż za leczenie ludzi, czy uczenie w szkole. Nikt nie każe też kandydatom do pracy kupować torebek. U nas bezrobocie jest rekordowo niskie, a zamiast rynku pracy postawionego na głowie mamy rynek pracownika, tak przynajmniej twierdzą rządzący i prorządowe media. I tylko nikt nie dodaje, że gdyby wszyscy, którzy wyjechali za pracą w ostatnich latach nagle wrócili mielibyśmy nie milion ale 3 miliony bezrobotnych. Nikt też nie dodaje, że choć rzeczywiście dzisiaj łatwiej znaleźć robotę, niż jeszcze kilka lat temu, ale jest to zazwyczaj robota znacznie różniąca się od wyobrażeń przytoczonego wyżej Adama Smitha.
 
Już za kilka tygodni w Sosnowcu światowy gigant z branży sprzedaży wysyłkowej otworzy ogromne centrum logistyczne, w którym zatrudni kilka tysięcy osób. Na billboardach chwali się, że oferuje 15 zł brutto za godzinę pracy przy 10-godzinnych dniówkach. Nie ma wątpliwości, że tych pracowników znajdzie. Bezrobocie znowu spadnie, a politycy ogłoszą rynek pracownika do kwadratu. Z tym, że ten pracownik chętnie oddałby ten rynek z powrotem w zamian za możliwość wyprowadzania psów w Londynie.
 
trzeci z czwartą:)
 
źródło: tygodnik Śląsko - Dąbrowski NSZZ Solidarność
Copyright © 2014. Międzyzakładowa Organizacja Związkowa NSZZ "SOLIDARNOŚĆ" Transportu Kolejowego w Katowicach  Rights Reserved.